sobota, 10 marca 2012

Cisza na planie! I akcja!

Jest Dzień Kobiet!
Ja, Artur i Grześ jedziemy kręcić film na potrzeby reklamowe do firmy korporacyjnej. Samochód wyładowany sprzętem ale zatankować trzeba. Na stacji Statoil podobno można było kupić kiedyś nawet zegarek ale kwiatków, jak na złość nie ma. Mamy pracować dziś z kilkoma kobietkami więc dobrze by było zrobić miłe wrażenie i sprezentować jakiś badylek.

Płacę za paliwo i co widzę? Facecik stoi obok mnie z bukietem badylków.
- Panie! Gdzie pan kupił te tulipany?! - wykrzykuję z nadzieją, iż informacja ta uratuje nas przed jeżdżeniem po całym mieście i szukaniem kwiecia.
- "A tu, pod budynkiem telewizji" - odpowiada facecik i spontanicznie wręcza mi malinowego tulipanka.

No, proszę! Jak niewiele trzeba żeby uszczęśliwić kobietkę! Niby taki zwykły tulipanek, a ile radości! I jak miło dzień się zaczął!

Kupuję bukiecik tulipanków, a dookoła mnie już wianuszek facecików się ustawia w kolejce. Starszy pan troszkę z ignorancją prycha do mnie:
- "Też mi święto! To nie żadne święto taki dzień kobiet! Ja pamiętam jak za komuny kupywało się kobietom paczkę rajtop i bukiet czerwonych goździków. Kobiety w podzięce robiły poczęstunek, a faceci chodzili pijani jak świnie! Takie to święto! No, ale kupię teraz te tulipany bo pracownice się domagają"....
                                                                     ***
Rozstawiamy sprzęt - Artur kamerę, Grześ lampy, ja uwijam się z kabelkami i biegam z podglądem dumając nad możliwie najlepszymi kadrami. Koncepcja jest prosta - zachęcić studentów do praktyk w firmie. Pierwsza wypowiada się młoda dziewuszka, do niedawna studentka i praktykantka, obecnie pracownik (pracowniczka/pracownica?) firmy. Piękny kadr z recepcją w tle, oświetlone logo; możemy zaczynać.

Co chwila jednak włażą nam w kadr zdziwione oczy przechodzących pracowników, bądź klientów.
A to listonosz worki z listami przynosi do recepcji, a to pani słusznych gabarytów w puszystym futrze stanie tak, że zajmuje ćwierć kadru... Czekamy aż pani sobie pójdzie ale ona stoi i stoi i po chwili kładzie na blaciku recepcyjnym olbrzymią torbę, w której mogłaby pomieścić... wolę się nie domyślać co mogłaby mieścić taka torba ale teraz torba i pani wypełniają już przynajmniej pół kadru.
Spoglądamy na siebie jednoznacznie i Artur wykrzykuje w końcu czarodziejskie hasło:

- "Cisza na planieeee! iiiiii akcja !!!"

No, udało się.
Nagrywamy jeszcze kilka setek. Kobietki dostają po nagraniu tulipanki, a faceciki nic nie dostają bo to nie ich święto.
Czasem trzeba dokonać cudów żeby zdjęcia z planu były możliwie najlepsze - czasem trzeba przymusić kogoś żeby przygiął się przy stoliku, który sięga kolan, a czasem trzeba kogoś na tym stoliku postawić. Uważać trzeba na wszystkie kwiaty, które w kadrze mogą wyglądać jak pióropusze wyrastające z głowy. Na wszystkie tabliczki wyjśca ewakuacyjnego i plastikowe doniczki w kolorze szaroburym - a zazwyczaj roi się od tego w firmach.

Jeszcze kilka scenek do przebitek, tak żeby w filmie nie występowały same gadające głowy.

Zastanawialiście się kiedyś o czym rozmawiają ludzie występujący w reklamach firm korporacyjnych? Występują tylko w niemych scenkach więc widać same uśmiechnięte twarze, kiwające głowy i ogólnie przyjemną atmostferę. Nic dziwnego.
Nie będzie chyba grzechem jeśli zdradzę trochę takich tematów zza kulis.
- "Zupę mam do ugotowania w ten weekend" - mówi pracownik z uśmiechniętą twarzą. No i jak tu się nie uśmiechnąć na myśl o kapuśniaczku.
Scenę trzeba powtórzyć bo twarzyczki wchodzącej pracownicy nie widać.
Wchodzą zatem znów : - "To co dziś na obiad?" - "Kapuśniak" - " O matko, znowu kapuśniak" - "A co masz do kapuśniaczku? Ze schabowym." -  i tak dumają z poważnymi minami nad poważną planszą rozłożoną na blacie biurka.
- "Zastanawialiśmy się czy mamy pracować 6-stego" - zamyślone nad organizerem głowy. -"Ustaliliśmy, że w weekendy nie pracujemy." - I wszyscy kiwają zgodnie głowami a jakie uśmiechy na myśl o wolnym weekendzie !
Pani B. wychodząc z szafy dosiada do reszty grona. Grono pyta: -"Zapomnieliśmy jaka cyfra jest po 5-ce, chyba 6-stka" - " Oczywiście, że 6-stka" - no i znów zgoda i kiwanie głowami.

I tak dalej.

Po zakończonym nagraniu stała się rzecz straszna. Z takim impetem siadłam na siedzenie w samochodzie, że z mojego malinowego tulipanka został tylko badylek zielony, przypominający zmutowanego, niedożywionego pora. I listki opadły mu jakoś tak bezwładnie z braku wody zapewne.
Hmmm, smutno.
Ale generalnie dzień można uznać za udany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz