wtorek, 13 marca 2012

bugi ługi

Idę sobie do sklepiku po bułeczki i serek na śniadanko. A w sklepiku mały remoncik akurat. Coś przy lodówkach z nabiałem się popsuło najwyraźniej i dwóch panów w charakterystycznych ogrodniczkach ślęczy nisko na kolankach i zaglądają pod listewki.
Wygląda to dosyć ciekawie... no takie poprostu wypięte męskie tyłeczki. A ja tak stoję przyczajając się na twarożek. Czekać, nie czekać, wziąć po prostu ? Chwilę czekam ale widzę, że zebrała się już gromadka ludzików czekających na jakąś moją decyzję i pochwycenie ewentualnie dla siebie też jakiegoś nabiału. Szybka decyzja - nachylam się lekko nad panem, środek ciężkości przerzucam na jedną nogę i jest!! Twarożek znajduje się w mojej dłoni, a ja cała leżę plackiem na jednym z panów.

- " Ej, Maniek, paniusia na ciebie leci! fiu fiu!" - powiada jeden pan do drugiego mrużąc oczka.
- Ależ nie! Ja,mam trzech kochających facetów w domu - zaczęłam się tłumaczyć w nieco dziwny sposób a facecik, razem z wychylającym się spode mnie Mańkiem z zainteresowaniem się we mnie wpatrywali.
- .. to znaczy mężatką jestem i mam dwóch synów...- zaczęłam się plątać już całkowicie w tłumaczeniach, wykonując jednocześnie pokrętne kroki w tył, uważając na swój koszyk z zakupami, jakieś porozstawiane pudełka i walizeczki z narzędziami panów majstrów. - ... i kota mam i psa ... - tłumaczyłam dalej mając nadzieję, że panowie zrozumieją ile mam istot do kochania i w związku z tym wcale nie potrzebuję lecieć na obcych facetów, a to co się stało to tylko niefortunne zrządzenie losu. Chyba dziwnie musiałam wyglądać gdy tak wymachiwałam rękami zupełnie jak w tańcu boogie woogie i zupełnie jak w tymże tańcu wykręcałam nogi na zewnątrz by nie wpaść znów na kogoś.

Wcale nie mam w domu kota ani psa, wystarczy mi sprzątania po trzech facetach. Ale w dzieciństwie miałam prawie wszystkie możliwe zwięrzątka - porzucone dachowce, niechciane kundelki, świnki morskie, papużki i rybki. Nawet szczurka w akademiku miałam. Dzidka się nazywała. Dzidka należała w zasadzie do współlokatorki Ani, która uratowała Dzidkę przed laboratoryjnymi ćwiczeniami ale kochałyśmy ją obie równo mocno. Nie koniecznie tą miłość podzielała reszta mieszkańców akademika i gdy tylko Dzidka wymykała się z pokoju zaraz na korytarzu słychać było przerażone krzyki i piski : "Szczur szczur"!!!
A to tylko Dzidka była. Dzidka, która obgryzała rękawy piżamy, wyjadała mi kredki pastelowe z dłoni i ogólnie miała różne dziwne szczurze nawyki.

Hmmm... chciałam jakoś fajnie spuentować moje opowiadanie ale w zasadzie nie wiem o czym ono miało być. Bo takie spontaniczne wyszło.
Acha, o kochaniu!
Mój wniosek - jak ma się w domu kogoś do kochania to nie leci się na obcych facetów! No chyba, że jest to dzieło wypadku :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz