poniedziałek, 30 stycznia 2012

OSTATNI BASTION

"(...) Doktorze... to ta ku... ha ha ha... nie mogę... Bo mi się przypomniały nasze dysputy u... uczone fenomeny... filozofia... upaniszady... gwiazdy... duch i niebiosa, a kiedy popatrzę na kupę, to... nie mogę! - wybuchną znowu śmiechem. - Co za duch? Kim jest człowiek? Kupa! Kupa! Kupa!(...)"
Stanisław Lem
Szpital  przemienienia

Siedzę sobie przed komputerkiem i objadam się sałatką z kurczaka. Po kilkudniowym poście dogadzam sobie kulinarnie - a co? Należy mi się. Przed telewizorem chłopaki oglądają kreskówki, Artur też poległ w walce o pilota z synkami więc przynajmniej na youtubie pooglądam sobie "rodzinkę.pl." Ale nawet tu spokojnie sobie serialu nie można obejrzeć bo oczywiście Emil przyłazi. Przyłazi dosłownie bo na czworaka, trzymając w ustach przepołowionego kabanoska na styl wampirowy. Za nim czworakuje Staś uradowany, że nie tylko on jeszcze w tym domu na czterech kończynach się porusza.

- Emil, miałeś Stasia uczyć chodzić, a sam się uwsteczniasz... - mówię rozśmieszona nieco tym widokiem.

Chłopcy najwyraźniej stwierdzili, że kreskówek na razie (ale tylko na razie) mają dość i trzeba poprzeszkadzać mamie, więc Staś zaczyna swoją wspinaczkę z wyraźnym marudzeniem mówiącym: mamo weź mnie koniecznie na rączki!!! Emil natomiast zarzuca mi pętlę z tatusiowego paska na nogę i ciągnie. Ciągnie tak, że niestety muszę odłożyć sałatkę i wziąć Stasia na ręce. Ciągnie wciąż więc fotel na kółkach zaczyna się przesuwać i po chwili jedziemy tym wspaniałym wozem jakim jest stary tatusiowy fotel "nibydopracy" (bo bardziej jest to narzędzie tortur). Po 10 sekundach radosnej jazdy Emil najwyraźniej ma dość bycia wołem roboczym więc odkłada pasek i wdrapuje się do nas na fotel. Ale kto teraz nas pociągnie? Trzeba zawołać Tatusia.

Tatuś przyczłapuje do nas i próbuje ciągnąć mnie za nogę by pojazd mógł jechać dalej. Doceniam jego wysiłek ale niech już lepiej idzie pod swój kocyk! Koniec zabawy!

Kiedy wczoraj wieczorem Artur oznajmił, że "ciężkostrawny obiad zrobiłam i na pewno chcę go otruć" wiedziałam, że trzeba będzie się zaopatrzyć w dżem jagodowy i spore ilości papieru toaletowego bo przyszła wreszcie pora na niego.

 Odkąd Emil zaczął chodzić do przedszkola (żłobka w zasadzie, zwanego przez nas przedszkolem) regularnie chorujemy na grypę żołądkową. Zaczyna Emil, potem dopada mnie i Stasia, a na końcu Artura, który w zasadzie jest bardzo, ale to baardzo odporny. Tak odporny, że ostatnio u lekarza był... chyba w szkole średniej i to też nie z powodu jakiejśtam grypy tylko zapalenia wyrostka. 
Ale rotawirusy go niestety pokonują.
Ostatni Bastion pada.

Tak sobie myślę, dlaczego nikt nie wymyślił jeszcze przysłowia w stylu: kupa prawdę Ci powie.
Już kilka dni temu gdy tylko kupka Emila "pachniała" podejrzanie powinnam była się domyśleć, że coś jest nie tak i wzmóc czujność. Niestety odkąd Emil zaczął robić kupkę do nocniczka, ja przestałam się w nią wpatrywać, a tym bardziej ją obwąchiwać. A to był błąd. Może niekoniecznie zgodzę się z moim kochanym Lemem, że człowiek jest tylko kupą ale o człowieku kupa wiele mówi, np. czy jest zdrowy czy nie. A to przecież bardzo dużo!  Dlaczego zatem tak mało rozmawiamy i czytamy o kupie? Zazwyczaj jest to temat wstydliwy, obrzydliwy lub wulgarny. 

Co innego gdy dziecko nasze zrobi w końcu swoją pierwszą kupkę do nocnika - wtedy mamy je ochotę wycałować (dziecko, nie kupę) i ogłaszamy tą nowinę wszystkim znajomym i rodzinie oczywiście. No, mniej nas już cieszą kupki piesków na chodnikach gdy przychodzą roztopy szczególnie. A nie daj Boże jakiś świr zrobi nam kupę pod oknem! - to już w ogóle nie do pomyślenia (patrz "Dzień świra" http://www.youtube.com/watch?v=wCyhy4JUGMg)!

Zatem moi drodzy - nie wstydźmy się czasem spojrzeć na naszą kupę 
- o człowieku wiele mówią jego dzieła !


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz