piątek, 19 czerwca 2015

poświęcenie w nieco niemoralnych okolicznościach

Czasem kobieta po prostu musi się poświęcić mężczyźnie. Taki los.
Powtarzałam sobie niczym mantrę słowa pseudo-refleksyjne. Przebiegłam zatem pół mokotowskiej w tych pantoflach, które niech to szlag trafi i tego, kto wymyślił obcasy! Z obtartymi piętami, zaciskając zęby w bólu i bez plastra na odciski w torebce pękającej od szwów lecz nie mającej w sobie akurat tego, czego kobieta potrzebuje!

I w końcu mam to czego mi trzeba!
- Mam! Czekam na Ciebie w damskiej łazience - mówię do Artura, który ogrywał jeszcze budynek Sheratonu na zewnątrz.

Oderwałam delikatnie opakowanie. Artur już przyjął odpowiednią pozycję (w jego rozumieniu), a ja zbliżam się. Zbliżam i gdy już już prawie mi się udało….  nagle Artur, w pozycji leżącej plecami na marmurowym zlewie, zrobił dziwny ruch.
- Dobra, tylko spokojnie. Spróbuję jeszcze raz.- staram się mówić spooookojnie.

 Po kilkunastych próbach zbliżenia, powtarzając wciąż te same słowa wyraźnie zniecierpliwionemu Arturowi, jestem bliska szaleństwu - Zaufaj mi, tylko spokojnie, nie sprężaj się tak, a może zmienimy pozycję? Za wysoki jesteś, trochę kucnij, rozluźnij się…!

Pani wchodząca do łazienki zrobiła zdziwione oczy i zawahała się w kierunku: kibelek- drzwi wyjściowe.
-" Ja nie mogę, to dla mnie zbyt stresujące ta damska łazienka!" - zdenerwował się Artur - "Chodźmy na korytarz."
- Lepiej nad zlewem, uwierz mi!- trudno jest kobiecie czasem zachować cierpliwość.

Więc jesteśmy na korytarzu. Artur siedzi, ja stoję.
- "No i masz! Niech to szlag! Mówiłam, że lepiej w łazience! Jedna jest ale drugą szlag trafił. Nie znajdziemy teraz na tej wykładzinie!

Pochyliliśmy się nad wykładziną i na czworaka szukaliśmy soczewki kontaktowej.

Po kilku minutach bezskutecznych poszukiwań poddaliśmy się.
Artur nieco zniecierpliwiony stanął przy swoim stanowisku. Gdy patrzył lewym okiem w okular było ok, ale gdy tylko oderwał wzrok, nic nie widział.

"Ej, w binoklach całkiem nieźle wyglądasz!"- pociesza go Fuzzy.

Konferencję jakoś nagraliśmy, przy czym, ja soczewki miałam (pan w salonie dołożył mi nawet gratisowe soczewki koloryzujące), a Artur tylko okulary, bez jednej stopki, ciągle ocierające mu nos.

I niestety! Efekt mojego poświęcenia wylądował w koszu.
A binokle pozostały!

Jaki z tego morał? Co byście kobiety nie wymyśliły i tak efekt waszych starań wyląduje nie tam, gdzie planowałyście!