poniedziałek, 16 stycznia 2012

SCRIBO ERGO SUM - rzecz o Kogucie

Kilka lat temu pracując w pewnej firmie u państwa...nazwijmy ich "Muminki", bardzo polubiłam kolegę Pawełka. Nie było to takie lubienie o jakim pewnie pomyśleliście, jeśli ktoś z Was akurat miał kudłate myśli. Lubiłam go tak po prostu. Wesoły, prostolinijny, szczery, swoim optymizmem potrafił zarażać. Chciało się wręcz przebywać w jego towarzystwie bo powietrze gęstniało od pozytywnej energii.

Pawełek zawsze potrafił rzucić jakimś żarcikiem sytuacyjnym, nigdy się nie obrażał i potrafił wyczuć zdrowy rozsądek pomiędzy obowiązkami a czasem wolnym. Ale jedną z cech, za którą najbardziej go podziwiałam, była umiejętność nawiązywania kontaktów z obcymi ludźmi. Umiejętność ta, nie raz uratowała nasze tyłki przez pogryzieniem przez psy gdy robiliśmy pomiary sytuacyjne i trzeba było wkroczyć na jakiś czas na czyjś teren prywatny. Pawełek zawsze umiał z ludźmi zagadać tak, że ludzie nie tylko zapraszali i uśmiechali się do nas, ale też z chęcią udostępniali swoje łazienki, więc nie musieliśmy szukać krzaków by załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Byłam za to wdzięczna Pawełkowi, gdyż bądź co bądź, jemu i Tomkowi wystarczał rozporek a ja musiałam wystawiać goły tyłek gdy chciałam się wysiusiać na przykład.

Pewnego razu już prawie wkroczyliśmy na teren nieco starszego państwa, już Pawełek pyta o pozwolenie  na pomiary, już ustawia sprzęt a tu kogut jakiś przebiega mu pod nogami i dźga w udo.


Kogut był dorodny i kolorowy, ideał wręcz do tworzenia o nim bajek, piosenek i rysowanek dla dzieci.
- "O, jaki ładny kogucik" - woła Pawełek. - "Będzie w sam raz na pyszny rosołek. I zdrowy jaki, biega tak sobie w koło domu, robaczki różne pożera" - rozmarzył się Pawełek....
- " Jakie robaczki?! Jaki rosołek?!" - wykrzykuje starsza pani z przestrachem w oczach, łapie kogucika na ręce i ucieka hen za domek.
- "To nasz domowy kogucik" - wyjaśnia małżonek starszej pani. - "Mieliśmy już kilka psów i kotów. Małżonka zawsze przeżywała ich odejście, a teraz mamy domowego koguta i on pełni funkcję psa, tak jakby..."- powiedział rzeczowo starszy pan i poszedł pocieszać małżonkę.
A my z Pawełkiem i Tomkiem spojrzeliśmy po sobie z konsternacją i dokończyliśmy pomiary w milczeniu.

Zakańczając myśl o Pawełku, napiszę o nim jeszcze jedno - powiedział kiedyś fajne zdanie, które teraz można nazwać wręcz proroczym:
- "Za kilka lat, jeśli nie będzie o tobie wzmianki w internecie, to tak jakby Cię nie było."
I tak na dobrą sprawę, chyba właśnie wkroczyliśmy w tą e-rę. Bo kto z nas szukając jakiejś informacji sięga jeszcze po encyklopedię, słownik, książkę telefoniczną? Czy ktoś z nas wysyła jeszcze normalne listy do znajomych lub przynajmniej kartki świąteczne lub te z podróży. Wszystko odbywa się przez internet lub komórkę ewentualnie. A przebywając za granicą i nie mając połączenia z siecią, nie czujecie się czasem jak astronauci, którzy stracili kontakt z bazą i dryfują gdzieś w nieznanej przestrzeni?
Czymś absurdalnym wydaje mi się dokarmianie jakichś zwierzątek online ale i takie coś zaistniało w cyberprzestrzeni.

I tak sobie myślę, że zaczyna nasz świat przypominać taki trochę Matrix. Chcemy się czegoś dowiedzieć, nauczyć - wystarczy być online więc podłączamy się i już dryfujemy w innym świecie.
To nie jest znowu tak, że potępiam ten nowy świat, bo przecież i ja skorzystałam ze słownika łacińsko-polskiego online aby stworzyć tytuł tego opowiadania; po prostu zastanawia mnie to jako społeczne zjawisko. Zjawisko, które wcześniej, po trosze, był w stanie sobie wyobrazić np S.Lem pisząc swoje fantastyczne opowiadania. Dziś ta fantastyka wkracza w życie...

A jednak czasem z sentymentem patrzę przez okno na sąsiada gdy wyprowadza pieska na dwór. Może warto mieć takiego przyjaciela, który nas wyciągnie na zewnątrz, choćby to był pies lub kogut, bylebyśmy tylko nie zapomnieli, że tam, na zewnątrz jest prawdziwy świat.

Ale na wszelki wypadek, ja też stworzyłam bloga, żeby istnieć, chociaż Kartezjusz mówił kiedyś, że wystarczy myśleć alby istnieć :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz