piątek, 26 października 2012

Recepta na osiołka

No cóż - pora to wyznać i przyznać:
Emil to uparty dzieciak. Uparty, krnąbrny i nieposłuszny. Bawi się moją złością, potrafi grać na nosie mojej cierpliwości.
- "Nie krzycz tak na niego..." - krytykuje Artur.

Czy mój, raczej cichy z natury głos, może wydać się krzykliwy? Chyba tylko dla męża bo Emil rozbawiony jest na całego. I jak zwykle co dzień rano, gdy zbieramy się do wyjścia Emil zaczyna się rozbierać i wskakuje na głowę gdy ja mam na kolanach Stasia, któremu usiłuję włożyć buty.
Która matka nie wyszła by z równowagi gdy prośby i groźby nie działają - ja się pytam! No która!?

- Chodź tu do mnie Emil. - Wołam syna na spacerze, a on ucieka. Staś w jedną stronę, a Emil w drugą. Jeszcze chwila i wybiegnie na ulicę.  Nie wiem co robić, jeśli pobiegnę za nim, pierwszym odruchem będzie ucieczka i wypadek samochodowy murowany.

Zakupy w sklepie?- przed wejściem spokojna rozmowa i prośba żeby nie uciekał, pięciokrotne kiwnięcie głową, że rozumie, obietnica kupienia czegoś dobrego, a potem zabawa zaczyna się od nowa i niemal wszyscy pracownicy sklepu zaangażowani są w szukanie 3-latka. Oraz przypadkowe osoby znajdujące się w sklepie:
-"Tam pobiegł" - palec wskazujący nadaje kierunek mojemu joggingowi.

Gdy pojawił się na świecie Staś zrezygnowałam z pomysłów na aerobik, siłownię i basen - zajmowanie się dziećmi zapewnia skuteczne odchudzanie i utrzymanie świetnej kondycji fizycznej.

Z pomocą przyszła nam Pani Przedszkolanka, która zaproponowała spotkanie u Pani Psycholog.
Pełni nadziei, że otrzymamy receptę na poskromienie złośnika podreptaliśmy na wizytę.
Pani, owszem, bardzo sympatyczna.
Kiwała głową w zrozumieniu, robiła notatki i zadawała pytania rodem z amerykańskich filmów. Zaiste czułam się raczej jak na wizycie u psychoterapeuty walczącego o jedność w małżeństwie niż na spotkaniu u dziecięcego psychologa.

- I jak? Dostaniemy jakąś receptę na tego uparciucha. - Pytam w końcu po dwóch godzinach wyznań rodzinnych.
- "Niestety, recepty nie ma, każde dziecko jest inne, każda sytuacja rodzinna inna i recepty po prostu wypisać się nie da. Poobserwujemy, zobaczymy"...- tak mniej więcej to wyglądało.

A ja po dwugodzinnej spowiedzi dalej wiedziałam tyle co wiem.
Pani zadając pytania w stylu : a jak wygląda wspólna zabawa, a jak popołudnia (ha, popołudnia, weekendy? - przy prowadzeniu własnej działalności?)
-"A jak wspólne posiłki?"-  i tu nas miała! Posiłki, przy stoliku kawowym, służącym bardziej za jezdnię autobusową naszych dzieci niż stół z prawdziwego zdarzenia. Odkąd zabrałam stół (z krzywymi nogami z resztą) z kuchni na własny użytek jako wsparcie dla farb i pędzli - nie jadamy posiłków jak należy.
-" Rozjaśniło się coś, troszeczkę?" - pytała co jakiś czas Pani Psycholog. Ale u mnie w głowie wciąż było i jest ciemno.
Oj czarno to wszystko widzę, całe to wychowanie Emila.
Ma ktoś może receptę na osiołka?

ps. To jest Emil, tylko uszy trochę ma mniejszcze ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz