czwartek, 13 września 2012

Buty co same chodzą


Wielkimi krokami nadchodzi jesień.
Czekała nas zatem wyprawa do sklepu obuwniczego. 
Dłużej w trampkach chodzić się nie da. Niestety.
Wsiadamy zatem w samochód bo widzę, że czarne chmury wiszą nad nami - nieuniknione nadchodzi.

- Emil, jakie chciałbyś buty? - pytam dziecię.
- "Takie, cio siame chodzią" - odpowiada spokojnym tonem moje dziecko.
- Acha, zapytamy, w takim razie czy są takie.

Wybór butów to nie taka znowu łatwa sprawa choć założenie było proste - nr 27, półbuty na wrzesień- październik.

W skrócie wyglądało to tak: 
1) Staś jęczy w wózku ale nie mogę go wypuścić bo będzie uciekał.
2) Emil przy każdej przymiarce wygłupia się na całego i nie da się z nim dogadać ani dojść do porozumienia. 
3) Co chwila przychodzi do sklepu nowy klient i pani sprzedawczyni dwoi się i troi choć bardzo stara się nam pomóc.
4) Dłużej już Stasia w wózku nie da się przytrzymać więc wypuszczam go, a on ucieka razem z Emilem korytarzem pasażu handlowego i chowają się nie wiadomo gdzie.

Po przymocowaniu Stasia pasami do wózka, zdeterminowana na zakup butów pytam w końcu Emila:
- Emil te chyba będą dobre?
- " Niee"...
- A dlaczego? Za ciasne, za duże, niewygodne?
- "Bo lobią o tak"- po czym wykonuje slalom nogami i upadek kontrolowany na podłogę.
- Emil, przestań się wygłupiać.
- "To nie ja, to te buty" - odpowiada z bardzo szczerą miną.

Po kolejnej serii wygłupów (jego zdaniem bardzo śmiesznych) typu: kładzenie się na ławeczce do przymiarki butów, na podłodze, plucie na lusterko i buty (!) oraz drapanie Stasia po twarzy, kończą mi się już pomysły na kary:
- Nie będzie bajki na dobranoc. - ostrzegam, ale Emil nic sobie z tego nie robi. Widzę tylko kolejną partię śliny ściekającą po brodzie niczym u opętanego.
- Trudno nie zaśpiewam też kołysanki. - dostaję piąstką w nos.
- Nie mam już siły do Ciebie.

Staram się być stanowcza i konsekwentna. Nie krzyczeć ale mówić twardym tonem.
Konkretna i zdeterminowana.
Właściwie to powinnam uciec z tego sklepu. Ale to nie rozwiąże sytuacji. Ani dziecka też nie wychowam w ten sposób.

- Czy pani ma dzieci? - pytam sprzedawczynię płacąc w końcu za buty, z których nie jestem zbyt zadowolona ale nie mam więcej siły na kolejne przymiarki.
- "Nie, nie mam". - odpowiada.
- To niech się pani dobrze zastanowi zanim zdecyduje.

Emil, chodząca antyreklama macierzyństwa.
Jeszcze niedawno, widząc podobne zachowanie innego dziecka, pomyślałabym sobie - co za niewychowany bachorek!
O swoim dziecku nie mogę tak pomyśleć bo przecież wychowuję go, a jakże!
Ale uparte i krnąbrne to to, nie wiadomo po kim!

Ironia losu polega tu na tym, że dziś padał deszcz więc Emil i tak bardziej potrzebował gumowiaczków...

ps. Jeśli spotkacie w miejscu publicznym źle zachowujące się dziecko w wieku lat około trzech,  nie wygłaszajcie głośno żadnych przykrych komentarzy - to może być Emil.













4 komentarze:

  1. No to może dobrze, że ja latam do warzywniaka, a tam Emilów jak na lekarstwo, a może źle, bo jakoś zawsze mi po drodze było się z takimi "ancymonkami" dogadać :)))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Emil dał tym razem "czadu" w przedszkolu - nie chciał dzisiaj założyć skarpetek po leżakowaniu. Jakoś te panie przedszkolanki dogadać się z moim dzieckiem nie mogą...Co za uparciuch z niego rośnie?...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby takie buty były dostępne to pewnie wiele osób chętnie by je kupowało, ale wtedy miałabym obawy co do bezpieczeństwa na chodnikach. Mój mąż buty męskie kupuje w https://butymodne.pl/meskie-c532.html no i jak do tej pory sama jestem zaskoczona jego gustem. Trafia w samo sedno :)

    OdpowiedzUsuń