niedziela, 9 września 2012

Trochę mięśni, a trzepot rzęs

Piątkowy wieczór.
Padam skonana na pysk. Tak mi się gorączka Emila dała we znaki, że nie mam już nawet siły na czytanie. Nawet Pilipiuk mnie teraz nie rozbawi. Może jego język twórczy jest zabawny ale na piątkowy wieczór należy mi się coś więcej niż wampiry - nawet jeśli są w przekomicznej postaci.

Artur na nagraniu poza miastem więc biegać po kanałach mogę ile dusza zapragnie. I piwo w lodówce tylko moje!

James Bond, niee... nie jest w stanie obudzić mojego libido. Zbyt nostalgiczny ten jego brytyjski temperament. W każdym razie, jego tekst "wstrząśnięty nie mieszany" nie budzi we mnie absolutnie rzadnych uczuć. Wolę piwo.

Ale taki sobie Jason Statham... niczego sobie. Niby też brytyjczyk ale trafiam akurat w scenę walki i ... coś się dzieje. Nie jestem w stanie oderwać od niego oczu.
Zupełnie świadoma moich praw świadomości wiem, że sceny walki są kompletnie podkręcone w montażu dla potrzeb obowiązku zachwytu widza nad bohaterstwem głównego bohatera tudzież twórczym dziełem montażysty. A jednak... Jestem kobietą...
I niestety, w scenie, w której Jason, z kompletnym spokojem, ubiera białą koszulę tuż po imponującej walce ....siedzę wbita w kanapę i trzepoczę rzęsami.
Walentina w filmie bije brawo i też trzepocze ładnie wymalowanymi rzęskami.

Tak to już jest: trochę mięśni i motyle w brzuchu trzepoczą.
Mięśnie natomiast nie mogą być takie po prostu. Nie wystarczy być mięśniakiem. Polskie wydanie mężczyzny- twardziela:
"Bekłem, pier... i trzasłem drzwiami. Bo chamstwa nie zniesę" - nic nie poradzę, z tym tekstem kojarzy mi się mięśniak.

Wygląd "pudzianowski" też nie robi na mnie wrażenia.
Czyli o co tu chodzi?

Może o walkę?
Może w genach to mamy? My słabe kobietki szukamy umięśnionych, wytrenowanych w sztukach walki mężczyzn by czuć się przy nich bezpiecznymi? Hmmm... no nie wiem...

Dawnymi studenckimi czasy biegałam sobie na treningi samoobrony. Z potrzeby ruchu, z potrzeby samowystarczalności, dla adrenaliny. Dziś już nie pamiętam motywów ale podobało mi się. Wydawało mi się, że jestem bardzo waleczna. Natomiast trener Krzysiek, posiadający czarny pas w karate, przyglądał mi się z politowaniem na twarzy i komentował:
- "Renata, spokojnie, skaczesz jak mrówka na gorącym, hiszpańskim piasku".

Czyli co? Jak kobieta chce umieć walczyć to już jest komiczna? Wystarczy, że dobrze wygląda? Bo takie jest zadanie samic w przyrodzie?

Wówczas dobrze wcale nie wyglądałam: nogi całe w siniakach, o włożeniu spódnicy nie było mowy. Nie ubolewałam z tego powodu zbytnio bo i tak wolę spodnie. Bardziej smuciło mnie to, że w chwili realnego zagrożenia wyglądałabym mniej więcej tak:

Czyli bez szans.

Coś w tych genach jednak sobie dzrzemie. Żeby kobieta była nie wiem jak twarda zawsze zrobi na niej  wrażenie trochę mięśni i trochę odwagi. Choć niejedna z nas powie, że w mężczyznach najbardziej pociąga ich intelekt to jednak miło jest popatrzeć na Jasona Stathama w "Transporterze" czy Kevina Costnera w filmie "Bodyguard". Może Leon Zawodowiec już nieco mniej nas podnieci (bo oczy mu się trochę rozlatują) ale nie wierzę, że jest choć jedna dziewczyna na świecie, która nie wzrusza się na zakończeniu!

Nie uwłacząjąc już więcej swojej płci dodam, że facetom też nie wiele trzeba. Wystarczy, że kobieta trochę pokręci spódniczką, a facet traci zmysły, głowę i dziewictwo nieraz.
Wyżej wspomnianemu Jasonowi też niewiele trzeba było i uległ Walentinie - trochę gadki o ostatnim posiłku ( w przenośni i dosłownie) i facet goni za nią przez pół Europy i naraża życie w kaskaderskich wyczynach!

Ale tak do końca to nie wiadomo kto jest muchą, a kto pająkiem.
Kobiecie się wydaje, że udało się zwabić tego, którego sobie upatrzyła, a on się w duchu śmieje, że oto upolował tą, która będzie mu te białe koszule prasowała....








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz