środa, 29 lutego 2012

Brothers in arms

- Za mamusię... - łyżeczka z jedzonkiem ląduje w buzi Emila-niejadka.
Gdy kolejna łyżeczka zmierza do jedzeniowego hangaru Emil kontynuuje wyliczankę za mnie:
- "Za tatusie"....
- To ile ty masz tych tatusiów Emil?  Za ta-tu-SIA - poprawiam swoje dziecko.

Dziś Emil jest zupełnie nie w humorze i łobuzuje ponad swoją miarę. Sieje zniszczenie gdzie tylko może. Wytrąca mi z ręki łyżkę z zupą; zawartość tworzy wspaniały kolaż na ścianie... Nie chce jeść, nie słucha się, przewraca krzesła, popycha Stasia. Przy próbie zrzucenia mojego talerza zostaje wyprowadzony z pokoju. Jęczy, płacze, szlocha i woła:
- "Tatusie! Tatusie!" - w nadziei, że Tatuś uratuje go przed niedobrą mamusią.
Tatuś jednak nic nie słyszy, bo pracuje w pokoju w słuchawkach na uszach, przyssany do komputera.
Po chwili wychodzi jednak i woła:
- "Co tu się dzieje? Dlaczego Emil nie bawisz się ze Stasiem? Nie po to robiłem Was dwóch żebyście teraz się ze sobą nie bawili!"
- "Tatusie..."- szlocha już ciszej Emil.
- "To jest podejrzane..." - mówi Artur z podejrzeniem w głosie. - "To dziecko coś wie czego ja nie wiem...." - zastanawia się głośno nad liczbą mnogą, której ciągle używa Emil gdy woła Tatusia.

Przez resztę wieczoru chłopcy próbowali jakoś rozejm wprowadzić. Kredki przyszły na pomoc.
Niestety Emilowy zapał do rysowania znikł jakoś w ostatnim czasie. Niejaki talent natomiast, zaczyna przejawiać już Staś. Bardzo profesjonalnie trzyma kredki w paluszkach i mazia sobie. Maziaje są zwykłymi maziajami ale ja jestem z nich bardzo dumna bo wiem z jakim skupieniem i wyczuciem tworzy te maziaje mój roczny synek ledwo stojący na nóżkach.
Pomyślałam, że to dobry moment żebym i ja przyłączyła się do rysowania. Już od kilku dni robię sobie szkice do moich blogowych opowiadanek.

Gdy tylko o tym pomyślałam Emil chwycił kartki z moimi rysunkami i uciekając, bardzo intensywnie je miętolił.
Bieganina nasza bardzo rozbawiła Stasia, który wręcz tak się chicholił, że gdyby nie komoda za jego plecami przewróciłby się pewnie na podłogę.
Incydent z ucieczką i gonitwą najwyraźniej zainspirował Stasia bo cichaczem podpełzł do kredek i próbował je zjeść. Doskonale wiedział, że po takiej próbie będę za nim biec i próbować wyciągnąć kredkę z buzi. Zatem był to pomysł na świetną wręcz zabawę. Kredka szybko w zęby i chodu na czworaka w drugi koniec domciu aby tam jeszcze szybciej skonsumować pastelową apetyczną kredkę.
Super zabawa.
Trochę mniej super dla mnie....

Na koniec dnia Emil wyrzuca z pokoju misia i zamyka z impetem za sobą drzwi. Zasypia.
Chyba nie powstanie między nim a misiem przyjaźń na jaką liczyłam.
Może jednak zagości niedługo miłość braterska w tym domu? Jakiś taki wspólny front czy coś...

(...)" Through these fields of destruction
Baptism of fire
I've witnessed your suffering
As the battle raged higher.(...)"
Dire Straits

:))



2 komentarze:

  1. Mianownik - Tatuś, wołacz - Tatusie! Tak jak Tytus - Tytusie! A Wy od razu o najgorszym ;)

    Pozdrawiam i dzięki za wizytę :)
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My kobiety zawsze wiemy, że nasze dziecko jest nasze (pod warunkiem, że nie ma jakiejś podmianki w szpitalu) a tatusie nie zawsze mają tą pewność - stąd chyba te podejrzenia... ;)
      Uśmiałam się wczoraj przy Pani blogu! Świetne opowiadanka!
      Pozdrawiam również!

      Usuń