środa, 22 maja 2013

iiii ..... buuummm!!!

Pora to wreszcie wyznać - kierowca ze mnie marny! Ale myślący! No dobra, umówmy się - staram się myśleć i to bardzo choć podzielność uwagi trzeba mieć za troje, a nawet czworo jeśli jeździmy w rodzinnym komplecie.
Często myślenie jest utrudnione gdy dzieci na tylnych siedzeniach krzyczą wniebogłosy i coś chcą np "nie taka piosieńka, inną!", "gazu mama, gazu, maś zielone" itp.

Gorzej gdy jeździ z nami Artur, który co prawda ma świetną orientację przestrzenną ale czasem mylą mu się kierunki:
- " W lewo skręcaj, w lewo!" - krzyczy wymachując prawą ręką i wyraźnie wskazując prawą stronę.
Paraliżuje wówczas moją analizę sytuacji i kompletnie zasłania wielgachną ręką prawe lusterko gdy akurat potrzebuję zmienić pas ruchu.
Dlatego wolę jeździć bez Artura albo schlać go piwem tak by spał i nie przeszkadzał.

Ale po drogach jeżdżą różni kierowcy i nie zawsze da się przewidzieć co komuś akurat wpadnie do głowy. Tym razem miałam wrażenie, że dla kierowcy z naprzeciwka byłam nie widzialna.
Historia tak banalna i absurdalna, że trudno wręcz w to uwierzyć, czego nie omieszkał Artur - "To i tak na pewno była Twoja wina!"
Na prostej drodze dziewczyna jadąca z naprzeciwka stwierdziła, że sobie skręci i zaparkuje na przyulicznym parkingu. Manewr ten wykonała tak po prostu skręcając w lewo, zatarasowując nam drogę, banalnie wymuszając pierwszeństwo, bez kierunkowskazu, niemal z premedytacją.
Iiii ... bummm! Mimo mojego hamowania doszło do kolizji.
Emil przerażony, Staś przerażony, ja przerażona.
-"Mamo, mamo i cio teraś, mamy zakaś jaźdy?
Wjechałam na parking i na miękkich nogach wyszłam z samochodu.
- Wymusiła pani pierwszeństwo i nawet nie włączyła pani kierunkowskazu - mówię do niej.
- "Ale wydaje mi się, że włączyłam kierunkowskaz..."- bąknęło nieśmiało dziewczę.
- Niestety nie. Poza tym sygnalizuje się zamiar, a nie samą czynność.

Spisałyśmy oświadczenie i czekamy na reakcję ubezpieczyciela. Nic poważnego na szczęście się nie stało.
Ale do cholery, ludzie myślcie trochę! Liczenie na szczęście, że się uda to trochę ryzykowna zabawa. Narażacie bezpieczeństwo innych!

3 komentarze:

  1. Chwała Bogu, że się nic nie stało!
    A Pan Artur wie? Bo już słyszę, jak mówi "Baby! Nie powinno się im w ogóle dawać prowadzić." Mój by tak pewnie powiedział. Ale nie przy mnie, bo gdyby to zrobił, to by usłyszał taką ripostę: ;)

    I słusznie. Nie dawajcie nam, Panowie, kluczyków i kółka do ręki. Sami woźcie swoje dzieci do przedszkoli i szkół, sami zwoźcie do domu zakupy i Wasze nietrzeźwe zwłoki! A jak się nie podoba, to buzia na kłódkę, albo lufka dla znieczulenia, przymknąć oczy, zacisnąć ząbki, przełknąć kłamstwo i chwalić pod niebiosa, jak pięknie wasze baby jeżdżą samochodami :)))

    To pisałam ja, mialkotek, kierowca z przymusu i częsty obserwator dziwnych zachowań kierowców na drodze.

    PS. Do apelu do kierowców dorzucę jeszcze "Kierowco! Pieszy na pasach, to też człowiek!" Często widzę, jakim bólem dla Pana/Pani Sfrustrowanego Kierowcy jest zatrzymanie się przed pasami...

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, właściwie nic się nie stało - prawa fizyki zrobiły swoje - ten kto walnie ma mniejsze uszkodzenia, a ten, który był obiektem mojego "ataku" - większe. Ja mam wbite światło i nieco pogniecioną dolną część maski natomiast dziewczynie całkowicie zdemolowałam światło i wgniotłam się nad kołem. Ja jeszcze mogę jeździć- ona nie bardzo.
    Pomagałam jej jeszcze zbierać resztki szkła z szosy i spisywać oświadczenie oraz zbierać różne wyfruwające kartki z notatnika.
    Żałuję tylko, że nie wezwałam policji - może ich raport byłby dowodem nie mojej zbrodni, bo małż (uwielbiam to Twoje określenie) oczywiście nie uwierzył w moją niewinność.
    Oświadczył tylko - "od dzisiaj chodzisz wszędzie piechotą" co powoduje tylko zwiększenie mojej traumy.
    ps a ja dorzucam do apelu - "Kierowco! Matka z dziećmi przy pasach też człowiek. Nie udawajcie, że jest niewidzialna!"

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że nic się nie stało. A ludzie jezdza jak chca ;/

    OdpowiedzUsuń