środa, 13 czerwca 2012

Jak pech to pech...

Dziś trzynasty ale ja zabobonna nie jestem.
Emil trochę przyspał. Poganiam Stasia i siebie by zdążyć na autobus do żłobka z Emilem. Gdy jesteśmy już prawie gotowi do wyjścia Emil woła:
- "Kupkę, kupkę sipko!"
Emil stęka, a ja z niepokojem wbijam oczy w zegar.

Potem biegniemy. By przyspieszyć usadzam sobie Emila " na barana" i jedną ręką pcham wózek ze Stasiem.
Pada deszcz. Artur zabrał samochód, a razem z samochodem folię na wózek i parasolkę dla Emila. Ani Emil ani ja nie mamy przeciwdeszczowych płaszczy :/ a na dodatek Emil nie polubił nowych gumowiaczków :/

Gdy zbliżamy się do przystanku widzę jak pędzi nasz autobus. Mam jeszcze cichą nadzieję, że zatrzymają go światła więc pędzimy i machamy. Kierowca musiał mieć niezły ubaw widząc taką matkę jak wielbłąd wyglądającą. Ale chyba nie miał bo raczej wcale mnie nie widział albo nie chciał widzieć bo wcale się nie zatrzymał. Oberwaliśmy tylko kałużą rozchlapaną przez koła autobusu...

- "Ooo, apolus ojechał.." - zasmucił się Emil... a Staś tylko wierzgnął nóżkami.

- Pojechał, ale zaraz będzie następny. - odpowiadam smutno.

Po dwudziestu zmokniętych minutach wsiedliśmy do autobusu. Tym razem machaliśmy niczym kibice na stadionie więc trudno było nas nie zauważyć.

                                                                    ***
Na parę godzin się rozpogodziło. Czy muszę dodawać, że znów zaczęło padać gdy jechaliśmy po Emilka? Zaszumiało. Ale to chyba tylko los zachichotał zza chmur. Może ten los wcale nie taki ślepy ale złośliwy to na pewno!
Złośliwy też był kierowca autobusu. Znów! Wysiadamy, ja mam jedną nogę na krawężniku, drugą jeszcze w autobusie. Jedną ręką wypycham wózek ze Stasiem, a drugą obejmuję Emilka próbując pomóc mu wysiąść. A tu nagle sygnał Piiiii i drzwi zatrzaskują się na Emilku. No co za pacan z tego kierowcy! Czy ci kierowcy są ślepi? Nie widzą, że kobieta z dziećmi wysiada?!!

                                                                    ***

Po południu wstawiłam do piekarnika ciasto z rabarbarem. Emil jadł sobie zupkę. Nagle woła:
- "Pali pali!"- krzyczy przerażony.
- Co pali? Pewnie znowu zjadłeś ziarenko pieprzu. Dać ci wody do popicia?"
- "Pozalł, pozalł !"
- Kto co pożarł? To na pewno ziarenko pieprzu. Nie krzycz tak.


Emil biegnie z wozem strażackim do kuchni, z której wydobywa się dym. No tak. Staś musiał przekręcić piekarnik na maksa i ciasto się spaliło.

Jak pech to pech!

Zaczynam wierzyć, że pojęcie PECHA jest nie tylko wymysłem roztargnionych i zapominalskich. Coś w tym musi być!
Strzeżcie się!

ps. pozdrowienia dla wszystkich urodzonych 13-stego :)


2 komentarze:

  1. Po naszemu to się nazywało 'abulus'. Kiedyś. Teraz nie nazywa się nijak, bo są ciekawsze rzeczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) widzę, że miałkotek aktywny nocą :) Tylko czemu takie dziwne godziny się wyświetlają?

    OdpowiedzUsuń