wtorek, 17 kwietnia 2012

Święty Spokój

Po dłuższej nieobecności powracam z prowincji!
Ostrzegam to nie będzie zabawny post!

Jak co roku wybraliśmy się rodzinnie do rodzinnych stron. Święta - wiadomo, medytacje i obżarstwo!
I jak co roku obserwuję rodzinne zmiany. W największą zadumę wprowadzają mnie babciowe zmiany.
Kocham moją Babcię, rzecz jasna. Wychowała mnie, wypieściła na wszystkie babcine sposoby, a teraz odpoczywa sobie w swoim kilkumetrowym pokoiku. 87 lat - piękny wiek chciałoby się powiedzieć... Tylko oczy już nie te same. Coraz bardziej zamglone... i małe aureolki wokół oczu coraz bardziej amarantowe. Dłonie coraz bardziej kruche, a spod pergaminowej skóry coraz więcej malutkich niebieskich strumyczków widać.

Babcia wychowała się na wsi. W dzieciństwie służyła we dworze - pomagała przy kuchni i dokarmiała króliki, a w wolnych chwilach była "przyjaciółką" młodej dziedziczki - rówieśniczki. Czasem wspominała jak spadła z konia gdy ta zaproponowała jej konną przejażdżkę i jak ukrywała cenny arystokratyczny dobytek pod swoim łóżkiem gdy przyszli Niemcy.
Po wojnie wyszła za mąż i zamieszkała w małym drewnianym domku.
Nie miała pralki, zmywarki ani bieżącej wody. Proste życie - kuchnia na opał, studnia i żelazko na węgiel. Do tego świnki, krówki i kurki. I pobódka skoro świt by chleba upiec...
Wkrótce urodziła się moja mama.
Dwór, który przed wojną był arystokratyczną posiadłością został zamieniony na dom słonecznej starości. I Babcia zaczęła pracować tam jako kucharka. Pracowała ciężko, chciała by jej jedyne dziecko wykształciło się, grało na skrzypcach i niczego mu w życiu nie zabrakło.

Gdy urodziły się wnuczki Babcia przeprowadziła się z rodziną do miasta.
Prowadziła mnie i siostry do piaskownicy, szkoły i do parku. Babcia brała nas czasem do takiego parku, w którym było dużo kasztanowców i prosiła byśmy poszły z nią do dzieci. Lubiłam te wyprawy i sadzenie bratków. Nie rozumiałam tylko dlaczego Babcia prosiła o zachowanie ciszy i co te świeczki znaczą. Rozglądałam się za dziećmi ale widziałam tylko namalowane na tabliczkach buzie aniołków...A Babci oczy robiły się wtedy takie.... milczące...
Dopiero z czasem zrozumiałam, że gdyby... gdyby kiedyś medycyna była na innym poziomie mogłam mieć ciocię i wujka... Gdyby istniały zwolnienia dla kobiet w ciąży nie musiałaby tak ciężko pracować w kuchni i urodziłaby zdrowe bliźniaki...
Gdyby ambulans jechał szybciej po asfaltowych drogach, a nie po błotnistych wiejskich drogach mogłabym mieć jeszcze Dziadka...
Gdyby gdyby...

Teraz Babcia chadza do pobliskiego kościółka, wdowi grosz zawsze ma na tacę i wieczorami  odpoczywać może na kanapie, z różańcem pod poduszką. Święty spokój.
Tylko prawnuczek święty nie chce być i psoty mu w głowie - chwilę czaił się przy Babci z konewką i chlust - wymierzył w Babci ucho!
Ani spokoju ani świętego Babci nie da. Jeszcze gdyby ta woda święcona była...to może prawnuczkowi by uszło na sucho...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz