niedziela, 25 lutego 2018

Sklep Pana Emila

  Pan Emil uchodził za ekscentryka - nie miał zbyt wielu przyjaciół, sprawiał wrażenie jakby mu nawet za bardzo nie byli potrzebni. Ot trochę śrubek wystarczyło mu do szczęścia, różnych metalowych blaszek, garść sprężynek i już Pan Emil konstruował coś wytrwale w swojej pracowni.
Na ścianach kolorowe plany i schematy maszyn przedziwnych, przeistaczających szmaragdy, rubiny i ametysty na paliwo do futurystycznego pojazdu.


fot.arch. konstrukcje wynalazków P.Emila

fot. arch. samochód futurystyczny P.Emila


  Nie lubił, gdy mu przerywano podczas pracy. Owszem miewał  "nieco żywiołowy temperament ale wyglądał na człowieka pogrążonego we własnym świecie"

Jego pasja zajmowała mu każdą wolną chwilkę, a na co dzień Pan Emil prowadził sklep.


fot. P.Emil w towarzystwie Miejscowego Malarza

  W sklepie posiadał kolekcje niezwykłe - kolekcje zapachów piętrzyły się na półkach, tuż obok kolorowe oczy, kredki oraz kartony przeróżne, w które zaopatrywali się miejscowi malarze: Stanisław Kiciański oraz Antoni Gardi.




  U miejscowych malarzy zamawiała portrety pewna Dama.
- "Och, Stanisławie, chciałabym zamówić u Pana swój portret"- mawiała Dama. 
Po czym Stanisław zamawiał artykuły w sklepie Pana Emila. Interes się kręcił i wszyscy byli szczęśliwi. 
  Nawet Antoni, który malował tylko wzruszająco-nostalgiczne portrety weselszy jakiś się stawał w towarzystwie Stanisława otulonego natchnieniem i wizją.

fot.arch. Pan Kiciański podczas pracy.

Ale któregoś razu, Dama wykrzyknęła oburzona:
- "Ależ Stanisławie! Zamawiałam portret z wesołą, uśmiechniętą buzią! A tu szczękę jakąś Pan wymalował wystraszoną"- Dama palpitacji dostawała.

Ale Pan Emil, oglądając w kontemplacji portret spokojnie rzekł:
- "Ależ nie, to tylko ktoś się uśmiecha. Tak się uśmiecha, że aż zęby pokazuje. Kupuję!"

Znajdź portret, który zakupił Pan Emil.

fot.arch. Pan Emil w swoim sklepie.

   I taka to była historia, której morał tylko nieliczni zrozumieją ;)
Ale tak nawiasem mówiąc, Pan Emil kogoś mi przypomina... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz