czwartek, 8 stycznia 2015

445 kawałków - pomsta

PROLOG
To miał być grudniowy post bo o świętach ale każdy wie, że w święta się nic nie robi więc i ja podtrzymałam tradycję wspólnego rodzinnego biesiadowania i odpoczynku od komputera.

***
Zima działa na mnie frustrująco - gdy jest mało słońca po prostu nic mi się nie chce i niewiele brakuje do popadnięcia w depresję. Przeszkodą jest tylko brak czasu, konkretnie brak czasu na smutki, refleksje i "łapanie doła". Gdy już już jestem bliska temu stanowi muszę się zebrać w garść i ustawić na baczność synków, żeby przestali się bić, gryźć i krzyczeć. Nic nie przeszkadza jednak w popadnięciu we frustracje - jest to pora idealna wręcz i sprzyjające okoliczności. Moje podstawowe pytania zmierzające do tego stanu:

1) Dlaczego nie urodziłam się w słonecznej Italii? Albo chociaż w pachnącej lawendą Prowansji? Czemu w tej Polsce, w której ciągle jest szaro i niebo szare i ciągle walczyć o coś trzeba?

2) Dlaczego nie urodziłam córek, żeby móc im pleść warkoczyki i bawić się lalkami? Mogłabym szyć te lalki i ubranka i pić popołudniową herbatkę w plastikowych filiżankach... Żeby chociaż ten Staś urodził się dziewczynką... Właściwie to lekarze do samego końca trzymali mnie w nadziei, że "prawdopodobnie córka, na 80 %". A tu syn i jeszcze w święta urodzony więc prezenty hurtem dostaje a potem płacze, że on właściwie tych urodzin to nie pamięta.

3) Dlaczego oni tacy nieposłuszni i zwierceni ci synowie. No po prostu ADHD jak nic. I weź tu bądź matką i szopkę im w kościółku pokaż, jak to to nie potrafi stanąć spokojnie przez 5 minut. Po wspomnieniach Świąt Wielkanocnych kiedy Emil i Staś biegali po kościele jakby ich diabeł opętał ani ja ani Artur nie kwapiliśmy się do pokazania im szopki. Uszami wyobraźni już słyszałam te komentarze starszych pań na temat "wychowania dzieci w dzisiejszych czasach" albo raczej "braku wychowania". Chcąc oszczędzić sobie zmagań poprzestaliśmy na głównych atrakcjach świąt czyli prezentach.

PREZENTY
Co kupić dzieciom - odwieczny mój problem, bo (czytaj wyżej)- nie mam córek tylko synów więc nie zupełnie mój świat.
Podpytywałam koleżanki w pracy: Silvię i Ursulę.
- "Oczywiście - klocki Lego." - odpowiadały jednogłośnie. Silvia przyniosła nawet obszerną broszurkę o klockach Lego i potrafiłyśmy rozmawiać o opcjach niemal godzinami.

I to chyba pokuta jakaś była. Zemsta nieba po prostu. Bo przecież moje ciągle braki mnie, mój stan niebytu przy dzieciach nie mógł się nie zemścić na mnie jako matce. Ja z pokorą przyjęłam na siebie ten ciężar. Co prawda na pierwszy rzut poszedł czołg (340 kawałków) i dwugodzinne składanie padło na ciocię Iwonkę. Składanie samochodu wyścigowego (ok 300 części) przyjął na siebie Artur. Na mnie padły: monstertruck (również ok 300 kawałków), ciężarówka (ok.400 kawałków), helikopter oraz baza pingwinów 445 części!

Za tą bazę będziemy musieli osobiście podziękować wujkowi Robertowi, którego synek jest w drodze. Zemsta za 3 lata!

źródło: http://www.digart.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz