Chciałam być dzielna i pokazać ( w sumie nie wiem komu, chyba najbardziej samej sobie), że wychowanie dzieci to pestka.
Tym bardziej wyprawa samochodem w nieco dalszą trasę niż Tarchomin-Białołęka.
Więc,
("nie zaczyna się zdania od więc!"-przyp. nauczyc. pol.) wybrałam się w trasę: Krasnystaw - Susiec.
Zaiste - ambitny plan!
Nie wiem jak jeździć po Zamościu, nie wiem jak po Tomaszowie Lubelskim. Pojęcie orientacji przestrzennej jest dla mnie abstrakcją (choć studiowałam geografię). Ale nic to.
Jadę.
Dwoje dzieci w fotelikach, na tylnym siedzeniu, mapa w ręku (błogosławieni posiadający GPS-y!) i jadę po Artura, zdeterminowana silnie na wypełnienie misji dziejowej.
Tuż przed Zamościem silnie wlokła się przede mną ciężarówka.
Skupienie i dylemat: wyprzedzić czy nie wyprzedzać - rozwiewa mi Emil wydzierający się wniebogłosy:
-
"aj dyziuuu, dyziuuu...!!!!"
-
Jaki Dyziu? Dyzio? Kto Dyzio? Gdzie Dyzio? - próbowałam kolejno trafić w jakiś przypadek z nadzieją, że uda mi się trafić w odpowiedzią na pytanie: jakiego Dyzia widział mój synek?
Po chwili oświeciło mnie:
Emil próbował śpiewać razem z wokalistką z płyty sączącej się cicho z głośników. Krzyk ów, uwierzcie, w najmniejszym stopniu nie przypominał śpiewania. Pierwszym odruchem było raczej uważne rozglądanie się i wypatrywanie jakiegoś znajomego z dzieciństwa.
Ta chwila roztargnienia wystarczyła by powstało zawahanie oddzierające mnie od decyzji wyprzedzenia ciężarówki. I po chwili widzę jak sarna zabiega drogę ciężarówce.
Na szczęście nic się nikomu nie stało, bo ciężarówka wlokła się niemiłosiernie ale oczami wyobraźni już widziałam jak rozpędzam się i ląduję wprost na jej zadku, a ciężarówka na nas.
Mało śmieszne by to było...
Po pół godzinie Staś śpi, Emil jakby też ale po chwili woła:
-
"Kuppkę!! Kuupkę"! - woła coraz głośniej i szybciej.
Szybko stacja paliw. Od razu zatankuję. Miły pracownik tankuje, a ja proszę go o zerknięcie na Stasia i biegniemy z Emilkiem do wc.
Emil stęka i stęka. Mija 5 min, stęka, mija 10 - Emil dalej stęka, a ja z roztargnieniem patrzę na zegarek. Biedny Staś, na pewno już płacze. Zawsze gdy wyłączam silnik Staś od razu się budzi i płacze.
-
Emil rób szybciej tą kupkę! - poganiam syna i chyba daje to jakiś rezultat bo słyszę plusk wody. No, dobra jest! Tyle zachodu o to malutkie coś?
Staś już się obudził ale czuwał nad nim pracownik stacji. Jedziemy dalej i zajadamy sobie chipsy, które Emil wybrał sobie w sklepie.
Po chwili kolejny krzyk Emila:
-
"Oko, moje oko!" i wierzganie nóżkami dla podkreślenia emocji.
Gdy Emil krzyczy i płacze, Staś się z nim solidaryzuje i mu wtóruje.
Zatrzymuję się na poboczu i tłumaczę, że pewnie zatarł sobie oczko słonym chipsem i trzeba mrugać, to pomoże.
Emil mruga i mruga. Po 15 minutach ryku, przemywania oczu wodą mineralną, płaczu i wierzgania, dokarmiam Stasia i jedziemy dalej.
Spokój nie trwa długo. Po kolejnych kilometrach widzę w lusterku, że Emil znów wysunął rączki z pasów fotelika i rozgląda się zaciekawiony krajobrazami.
-
Emil wsuwaj pasy!
-
"Nie!" - odpowiada dziecko krótko i rzeczowo.
-
Wsuwaj pasy bo policja przyjedzie! Chcesz żeby przyjechała policja?
-
"Tak, tak! Dzie policja?" - rozgląda się Emil w nadziei, że zobaczy prawdziwy radiowóz z bliska.
Moja groźba okazała się zachętą. To był błąd.
-
Zapinaj pasy, bo przyjedzie policja i zabierze mnie do więzienia! - staram się brzmieć groźnie. Ale Emil nie bardzo wie co to więzienie i znów muszę się zatrzymać i porządnie ścisnąć go pasami.
Matko, my chyba nigdy nie dojedziemy do Suśca!
Jakoś się udało, ale po takich przeżyciach i emocjach - prozac i jakiś napar z pietruszki na uspokojenie nerwów by się przydał.
Albo po prostu piwo...
Ale też się nie da, bo mąż wypił już z rana dwa piwa,
"czekając na żonę, która wlokła się niemiłosiernie". Jak wakacje to wakacje.
Dla dzieci tak, bo chlapały się w wodzie zalewu nad Zwierzyńcem jak małe foczki.
Dla nas, rodziców, trochę mniej wakacyjne wakacje - bo oczy trzeba mieć dookoła głowy. A szczególnie na Emila, który uwielbia uciekać po plaży i wyskakiwać z dziwnych miejsc...
Ale może już dość tych opowieści, żeby nie wystraszyć przyszłych mam? :
pozdrowienia dla Ani O. i Marty D.! :)