- Emil kto wrzucił samochodzik do ubikacji? - pytam
-"Taś" - wskazuje palcem na Stasia.
Staś bywa widownią i klakierem gdy Emil wyczynia różne sztuczki np. skakanie z półki ze spadochronem zaimprowizowanym ze szmacianej siatki na zakupy.
Ewentualnie Staś przydaje się rano i wieczorem do wspólnego oglądania bajek, bo wiadomo, we dwoje zawsze raźniej się śmiać. Mama i Tata nie rozumieją komizmu sytuacyjnego zamieszczonego w Sam Samie, a Staś owszem.
Staś solidaryzuje się z Emilem gdy ten płacze - Staś wtóruje. We dwóch raźniej jakoś się płacze.
No, ale wiadomo. Staś jest "jeście mały i nie mozie chocić do śkola", a Emil już jest duży. Na tyle duży, że zrozumiałym jest, iż Staś powinien się Emila słuchać.
Staś codziennie przyjeżdża ze mną po Emila do przedszkola i jest wniebowzięty. Biega, wszędzie zagląda i oczywiście ucieka ile sił w nogach. My idziemy już do samochodu, a Staś wraca z powrotem do przedszkola. Właśnie opanował sztukę samodzielnego wchodzenia i schodzenia ze schodów więc ma teraz okazję do treningu.
- "Tasiu, ja juś nie chcę dziś do śkola. Juś byłem cały dzień. Jedziemy domku!" - woła Emil Stasia, tupie przy tym nogą i marszczy w charakterystycznym, nieznoszącym sprzeciwu sposobie mowy ciała.
Ale Staś nie słucha, śmieje się i ucieka to w górę to dół po schodach.
- Zaraz pojedziemy do domku ale jedziemy jeszcze spotkać się z Adasiem na placu zabaw, pamiętasz?
Ale Emil nie chce wysiąść z samochodu. Wcisnął przycisk drzwi i podtrzymuje nogą.
- "Jedziemy domku, kolec klopka!"- woła Emil.
- Koniec i kropka?- upewniam się.
- "Nie, ja mówię: kolec klopka! Ty nie mozieś!"
Na placu zabaw wypuściłam dzieci niczym małe koty. Niech sobie robią co chcą (oczywiście w granicach przyzwoitości).
Ja już swoje dzisiaj zrobiłam:
- montaż dokończony ( po wpisywaniu napisów po angielsku i francusku na temat pracy menedźera, miło było popatrzeć na ośrodek rekreacyjny i nie zastanawiać się nad słowami),
- obiad zrobiony,
- okna wymyte,
- sok malinowy zrobiony,
- dzieci na plac przyprowadzone.
Oddaję się błogiemu plotkowaniu z Anią, gdy nagle podbiegają do nas trzy rezolutne 5-latki:
- "Proszę pani, proszę pani, a Adaś powiedział DUPA DUPA DUPA".
Ania tylko na ułamek sekundy zrobiła wielkie oczy ale umiejętność opanowania i wybrnięcia z sytuacji mogłaby zrobić z niej świetnego dyplomatę.
- "On pewnie chciał powiedzieć ZUPA ZUPA ZUPA tylko, że jeszcze dosyść niewyraźnie mówi. Ignorujcie go po prostu." - zakomunikowała Ania pięciolatkom.
Emil ze Stasiem jakoś nie bawią się razem. Staś biega swoimi ścieżkami; przeważnie z siateczką pełną zabawek. Co kilka kroków gubi przynajmniej jedną zabawkę, a z perspektywy widać całą ścieżkę, którą wydreptał Staś.
Emil z Adasiem jakoś też nie bardzo umieją się ze sobą bawić, choć znają się całe swoje 3,5- letnie życie rodem z porodówki. Dopiero wspólne sikanie pod płodem jakoś ich zsolidaryzowało.
Emil z Adasiem jakoś też nie bardzo umieją się ze sobą bawić, choć znają się całe swoje 3,5- letnie życie rodem z porodówki. Dopiero wspólne sikanie pod płodem jakoś ich zsolidaryzowało.
Patrzę na Emila bawiącego się z Adasiem, patrzę na Stasia ukochanego przez niemal wszystkie dzieci na placu (co chwila go ktoś przytula albo ciągnie za rączkę w stronę zabawek). I tak sobie myślę: jeszcze kilka lat temu nie wyobrażałam sobie jak mogłabym przynajmniej raz w roku nie być w górach. Zapakowany w daleką podróż plecak śnił mi się po nocach i Brookliński Most. A tu proszę - dwa małe kociaki, niczym wskazówki zegara odwróciły moje życie o 180 stopni.
I choćby nie wiem jak banalne wydawałoby się komuś wychowywanie dzieci to nie zamieniłabym bycia przy dzieciaczkach i tworzenia z nimi tego okresu dzieciństwa na nic innego, bo nie ma nic trudniejszego i nic piękniejszego.
Dotrwaliście do końca? - do posłuchania, choć nie koniecznie na temat ale koniecznie przy tym poście:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz