Pora to wreszcie wyznać - kierowca ze mnie marny! Ale myślący! No dobra, umówmy się - staram się myśleć i to bardzo choć podzielność uwagi trzeba mieć za troje, a nawet czworo jeśli jeździmy w rodzinnym komplecie.
Często myślenie jest utrudnione gdy dzieci na tylnych siedzeniach krzyczą wniebogłosy i coś chcą np "nie taka piosieńka, inną!", "gazu mama, gazu, maś zielone" itp.
Gorzej gdy jeździ z nami Artur, który co prawda ma świetną orientację przestrzenną ale czasem mylą mu się kierunki:
- " W lewo skręcaj, w lewo!" - krzyczy wymachując prawą ręką i wyraźnie wskazując prawą stronę.
Paraliżuje wówczas moją analizę sytuacji i kompletnie zasłania wielgachną ręką prawe lusterko gdy akurat potrzebuję zmienić pas ruchu.
Dlatego wolę jeździć bez Artura albo schlać go piwem tak by spał i nie przeszkadzał.
Ale po drogach jeżdżą różni kierowcy i nie zawsze da się przewidzieć co komuś akurat wpadnie do głowy. Tym razem miałam wrażenie, że dla kierowcy z naprzeciwka byłam nie widzialna.
Historia tak banalna i absurdalna, że trudno wręcz w to uwierzyć, czego nie omieszkał Artur - "To i tak na pewno była Twoja wina!"
Na prostej drodze dziewczyna jadąca z naprzeciwka stwierdziła, że sobie skręci i zaparkuje na przyulicznym parkingu. Manewr ten wykonała tak po prostu skręcając w lewo, zatarasowując nam drogę, banalnie wymuszając pierwszeństwo, bez kierunkowskazu, niemal z premedytacją.
Iiii ... bummm! Mimo mojego hamowania doszło do kolizji.
Emil przerażony, Staś przerażony, ja przerażona.
-"Mamo, mamo i cio teraś, mamy zakaś jaźdy?
Wjechałam na parking i na miękkich nogach wyszłam z samochodu.
- Wymusiła pani pierwszeństwo i nawet nie włączyła pani kierunkowskazu - mówię do niej.
- "Ale wydaje mi się, że włączyłam kierunkowskaz..."- bąknęło nieśmiało dziewczę.
- Niestety nie. Poza tym sygnalizuje się zamiar, a nie samą czynność.
Spisałyśmy oświadczenie i czekamy na reakcję ubezpieczyciela. Nic poważnego na szczęście się nie stało.
Ale do cholery, ludzie myślcie trochę! Liczenie na szczęście, że się uda to trochę ryzykowna zabawa. Narażacie bezpieczeństwo innych!
Chwała Bogu, że się nic nie stało!
OdpowiedzUsuńA Pan Artur wie? Bo już słyszę, jak mówi "Baby! Nie powinno się im w ogóle dawać prowadzić." Mój by tak pewnie powiedział. Ale nie przy mnie, bo gdyby to zrobił, to by usłyszał taką ripostę: ;)
I słusznie. Nie dawajcie nam, Panowie, kluczyków i kółka do ręki. Sami woźcie swoje dzieci do przedszkoli i szkół, sami zwoźcie do domu zakupy i Wasze nietrzeźwe zwłoki! A jak się nie podoba, to buzia na kłódkę, albo lufka dla znieczulenia, przymknąć oczy, zacisnąć ząbki, przełknąć kłamstwo i chwalić pod niebiosa, jak pięknie wasze baby jeżdżą samochodami :)))
To pisałam ja, mialkotek, kierowca z przymusu i częsty obserwator dziwnych zachowań kierowców na drodze.
PS. Do apelu do kierowców dorzucę jeszcze "Kierowco! Pieszy na pasach, to też człowiek!" Często widzę, jakim bólem dla Pana/Pani Sfrustrowanego Kierowcy jest zatrzymanie się przed pasami...
No tak, właściwie nic się nie stało - prawa fizyki zrobiły swoje - ten kto walnie ma mniejsze uszkodzenia, a ten, który był obiektem mojego "ataku" - większe. Ja mam wbite światło i nieco pogniecioną dolną część maski natomiast dziewczynie całkowicie zdemolowałam światło i wgniotłam się nad kołem. Ja jeszcze mogę jeździć- ona nie bardzo.
OdpowiedzUsuńPomagałam jej jeszcze zbierać resztki szkła z szosy i spisywać oświadczenie oraz zbierać różne wyfruwające kartki z notatnika.
Żałuję tylko, że nie wezwałam policji - może ich raport byłby dowodem nie mojej zbrodni, bo małż (uwielbiam to Twoje określenie) oczywiście nie uwierzył w moją niewinność.
Oświadczył tylko - "od dzisiaj chodzisz wszędzie piechotą" co powoduje tylko zwiększenie mojej traumy.
ps a ja dorzucam do apelu - "Kierowco! Matka z dziećmi przy pasach też człowiek. Nie udawajcie, że jest niewidzialna!"
Dobrze, że nic się nie stało. A ludzie jezdza jak chca ;/
OdpowiedzUsuń