Jakiś poniedziałek albo wtorek.
Godzina 8:10 więc jak zwykle lekko spóźniona parkuję jak popadnie w pobliżu przedszkola i w pośpiechu wyciągam chłopaków z samochodu.
Zaczepia mnie jakiś młody chłopak z pieskiem.
-"A pani to już nie umiała inaczej zaparkować?! Tam dalej są miejsca parkingowe."- pyta lekko zezłoszczony.
O tych tajemniczych miejscach parkingowych to nigdy nie słyszałam ale chyba miał na myśli wjazd przed budynkiem ze znakiem: zakaz wjazdu. Czyli boisko dla dzieci i fragment trawnika jako parking dla pracowników szkoły przybudowanej do przedszkola.
- "Wie, Pan co? Śpieszę się z dziećmi do przedszkola i nie zamierzam szukać teraz w tych zaspach śniegu jakiegoś miejsca 2 km dalej." - odpowiadam stanowczym ale grzecznym tonem i kontynuuję wypinanie z pasów dzieci.
-"Ale to są miejsca dla mieszkańców, poza tym pani stoi na chodniku" - pokazuje ukryty pod grubą pierzyną śniegu chodnik.
- Na prawdę nie wydaje mi się, żebym zaparkowała niezgodnie z przepisami; spory fragment chodnika jest dla pieszych dostępny (dobrze wiem, bo często w tym miejscu ktoś kładzie butelkę po winie jako odstraszak dla takich kierowców jak ja). - Poza tym nie wydaje mi się, że mieszkańcom tego bloku będzie przeszkadzał samochód, który na 10 minut zaparkował tutaj. A na pewno nie bardziej niż ekstrementy pańskiego pupilka, które zostaną tu do wiosny!
I odeszliśmy w siną dal, a konkretnie majaczącego w oddali przedszkola, a facet ofukną mnie tylko z niezadowoleniem.
Ludzie, miejcie litość dla matek z małymi dziećmi!!
Dobrze, bardzo dobrze! Srają tymi psami, a matce dzieci do przedszkola nie dają odprowadzić. Dziady jedne...
OdpowiedzUsuń